Agonia nadbrzeżnych fortyfikacji

zdj. główne: fotopolska.eu

Szaniec Mewi przez długie lata popadał w zapomnienie, Bateria Plażowa w Brzeźnie ostatnio bardziej kojarzy się z meliną albo – co gorsza – z kryminalnymi występkami; wreszcie Bateria Portowa – dogorywa, odgrodzona od ciekawskich wysokim płotem Wolnego Obszaru Celnego, a żelbetowa Bateria Wiejska w oczach mieszkańców ulicy Zelwerowicza może uchodzić za lokalny dziwoląg.

Bezcenne obiekty sztuki fortyfikacyjnej z XIX i początku XX stulecia, strzegące niegdyś ujścia Martwej Wisły, choć formalnie objęte ochroną konserwatorską, niszczeją. Aż się prosi, żeby stworzyć z nich coś na kształt „szlaku gdańskich fortyfikacji”. Być może atrakcyjniejszego dla miejscowych niż turystów.

Przy odrobinie dobrej woli i uznaniu potencjału tego tematu, można i powinno się stworzyć narrację, opisującą dzieje sztuki fortyfikacyjnej na przestrzeni kilku stuleci. Na dodatek ograniczając się tylko do fyrtla Brzeźno – Nowy Port – Westerplatte – Wisłoujście.

Idąc od najstarszego obiektu, czyli twierdzy z jej fortem carre, Szańcem Wschodnim, a później także Szańcem Zachodnim i stale stacjonującym na niej garnizonem; przez Westerplatte, gdzie pod koniec XVIII wieku Prusacy usypali cztery reduty (nie wiem, czy pozostały po nich jakiekolwiek ślady, ale warto o tym wiedzieć!), a w 1911 roku powstało tam stanowisko dowodzenia artylerią nadbrzeżną, przez załogę Wojskowej Składnicy Tranzytowej przekształcone w element systemu obrony półwyspu, znany jako placówka „Fort”.

Mewi Szaniec to z kolei umocnienie u nasady Westerplatte – zbudowane najpierw przez Francuzów na początku XIX wieku jako ziemna reduta, a następnie – przez Prusaków – rozbudowane do ceglanej fortyfikacji. Bogata historia – związana nie tylko z funkcją stanicy, strzegącej wejścia do gdańskiego portu. Do historii przeszła z jeszcze innego, z punktu widzenia polskiej „mitologii” – pewnie nawet ważniejszego: to właśnie stąd do ataku na WST 1 września 1939 roku ruszała niemiecka kompania szturmowa, wspierana ogniem z pancernika Schleswig-Holstein.

Akurat w kierunku przywrócenia tego cennego zabytku zbiorowej pamięci coś drgnęło. Muzeum II Wojny Światowej przymierza się do włączenia tego miejsca w opowieść o 7-dniowej obronie. Na początek – już w przyszłym roku – planuje zorganizowanie ekspozycji, poświęconej życiu Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku.

Przemieszczamy się dwa kilometry dalej w stronę Brzeźna i natrafiamy na ceglaną Baterię Portową z II połowy XIX wieku, strzegącą wejścia do portu od Zatoki Gdańskiej.

Mniej więcej w tym samym czasie powstał pięcioboczny, otoczony nawodnioną fosą, Fort Brzeźno, po którym – jak się zdaje – nie ma śladu. W sumie, jak się spojrzy, na rekonstrukcję przy wejściu do Parku Brzeźnieńskiego, to całkiem okazała fortyfikacja :). Typowa dla budownictwa militarnego tamtego czasu: z czterema kaponierami, reditą i koszarami.

 

Jako, że dość szybo, wskutek rozwoju artylerii, stracił swoje walory obronne, w jego sąsiedztwie wybudowano baterię nadbrzeżną (Bateria Wiejska – na fotografiach) wobec której fort „zdegradowano” do roli pomocniczej. Żelbetowe umocnienia przetrwały burze dziejowe – zachowało się między innymi stanowisko haubicy albo moździerza (widoczne na zdjęciu powyżej po prawej). Informacje, do których dotarłem, nie rozstrzygają tego definitywnie.

IMG_6953IMG_6952

Bateria Wiejska powstała w 1910 roku, wcześniej – ok. 1896 – wzniesiono w tym rejonie pierwszą chronologicznie Baterię Plażową, między innymi ze stanowiskami dla sześciu armat kalibru 210 mm. Jej żywot był krótki, ponieważ po nakazie demilitaryzacji Wolnego Miasta Gdańska, przestała pełnić swoją funkcję. Współcześnie służy spacerowiczom za ciąg pieszy, a w jego wnętrzach walają się śmieci i opróżnione butelki po napojach wyskokowych.

Już tylko z pobieżnego przeglądu fortyfikacji, skupionych w promieniu może 3 kilometrów, wyłania się kapitalna lekcja historii gdańskich dzieł. Te brzeźnieńskie doczekały się treściwego opisu na specjalnych tablicach, ale to zdecydowanie za mało, by zwrócić na nie uwagę.

Myślę, że eksponowanie obiektów militarnych ma spory potencjał, o czym świadczy choćby fakt, że projekt „Szlak fortyfikacji na Górze Markowca” w Rumi w walce o środki z budżetu obywatelskiego uplasował się na drugim miejscu!

Same tablice nie wystarczą. Można – ba! – trzeba pokusić się o więcej, np. wytyczenie szlaku na mapach, pokazanie go w postaci atrakcyjnie graficznie „opakowanej” aplikacji mobilnej, być może znalezienie innego sposobu na ożywienie i ocalenie starych nadmorskich fortyfikacji.

 

Paweł Rogalski

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s